Demokracja ucieczki – skłoty, komuny, strefy autonomiczne i inne demony liberalnej propagandy

Wykład Jana Sowy

W głównym nurcie debaty publicznej zarówno konserwatyści, jak i liberałowie próbują skonstruować swoistego rodzaju symetryzm, w którym ekstremum lewicowe – anarchistyczne i neo-komunistyczne – miałoby być równie groźne i godne potępienia, co nacjonalistyczno-faszystowskie ekstremum prawicowe. Nawet pobieżny rzut oka na faktyczne działania i postulaty radykalnej lewicy pozwala zrozumieć bezsens podobnego zestawienia: podczas gdy faszyści posyłają uchodźców oraz Żydów do gazu i organizują urodziny Adolfa Hitlera, anarchistki bronią ludzi biednych przed eksmisjami i gotują posiłki dla potrzebujących. Żadna lewicowa lista nienawiści podobna do prawicowego Red Watch nigdy nie powstała, a obiektem fizycznych ataków radykalnej lewicy jest kapitalistyczna infrastruktura, a nie konkretne jednostki ani grupy ludzi. Praktyczne eksperymenty z egalitarną samoorganizacją, jakie mają miejsce na skłotach i w innych podobnych ośrodkach autonomicznych, odsyłają historycznie rzecz biorąc do praktyk, które nazwać by można „demokracją ucieczki”; polegają one na próbie wykrojenia z rzeczywistości społecznej autonomicznego obszaru, który w swoim funkcjonowaniu antycypowałby przyszłe formy demokratycznego życia. Ich historycznym źródłem są pirackie wspólnoty i radykalne ruchy religijne, które przynajmniej od XVII wieku próbowały systematycznie podważyć elitarno-kapitalistyczny konsensus.